poniedziałek, 11 listopada 2013

Marcińskie Rogale

Z tym wielkopolskim przysmakiem zetknęłam się po raz pierwszy przeszło 25 lat temu na studiach. Wtedy 11 listopada nie był świętem narodowym, ale Poznaniacy obchodzili nie znany mi wcale dzień Świętego Marcina. Kolejka w cukierni nie pamiętam już gdzie, chyba gdzieś w okolicach placu Wolności była strasznie długa i wszyscy kupowali te rogale. Jak byłam ostatnio w Poznaniu, to teraz można je kupić w co drugiej cukierni w pobliżu starówki, ale wtedy, w czasach komuny to jednak był rarytas. 
Postanowiłam w tym roku zmierzyć się z tym przysmakiem i sama upiec marcińskie rogale. Długi  weekend sprzyjał tej pracy. Oczywiście zaczęłam od poszukiwania w Internecie przepisu.  Dobrze, że zaczęłam myśleć o tym wcześniej bo do nadzienia używa się białego maku, którego nie widziałam w żadnym sklepie i musiałam zamówić go przez Allegro. 
Wybrałam przepis ze strony artkuilnaria.pl.  Może dlatego, że autorka opisuje swoje wrażenia z  warsztatów kręcenia rogali w Poznaniu, to chyba coś na ten temat wie. Zgodnie z zaleceniami dzień wcześniej zrobiłam farsz a do rana świętowałam 11 listopada w kuchni. Oczywiście jak to ja, niedokładnie czytałam przepis i wzięłam 10 razy więcej drożdży niż w przepisie (nawet się dziwiłam czemu tak dużo). Ciasto rosło jak opętane nawet w zamrażarce i może  dlatego trochę trudno się wałkowało. Zrobiłam 22  ogromne rogale.  Widać w nich  nawet te warstwy ciasta.  Następnym razem wykonam przepis dokładnie.
Jako że moi chłopcy mogliby nie dać im wszystkim rady Janusz zaprosił Jolę z Piotrkiem i Tinę z Darkiem na degustację. Mimo mojej wpadki chyba się udały, bo nawet Tina, która nie lubi maku zjadła całego rogala.
Przepisu nie zamieszczam, bo jest bardzo długi, a można go znaleźć bez problemu w internecie




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz będzie widoczny, dopiero jak go przeczytam. Przed opublikowaniem komentarza kliknij podgląd, żeby go zobaczyć.